- Nazwisko? - Jego głos był głęboki,
prawie przerażający.
- Courtney i Elizabeth - Courtney odpowiedziała
grzecznie, na co ten okropny typ się tylko uśmiechnął.
- Tutaj, mam specjalne miejsca dla was
dwóch – warknął, po czym otworzył drzwi i wpuścił nas do środka. Byłyśmy
prowadzone przez tłum ludzi. Byli to głównie chłopacy, ale ja też dostrzegłam
kilka dziewczyn (z toną makijażu). Mężczyzna zaprowadził nas do tyłu. Był to
rodzaj areny. Na środku „klatka”, a wokół niego siedzenia.
- Myślałam, że to będzie impreza -
szepnąłem do Courtney, na co ona przewróciła oczami.
- Tu są twoje krzesła – odezwał się
mężczyzna. Mamy doskonały widok na
scenę.
- Dzięki - Courtney usiadła, uśmiechając
się szeroko. Zajęłam miejsce obok niej.
- Pokaz rozpocznie się za chwilę – dodał,
zanim poszedł do wyjścia.
- Jaki pokaz? – spytałam, już wtedy miałam
złe przeczucia. W co do cholery ona nas wpakowała. Światła zostały
przyciemnione, a ja spojrzałam jak wszyscy wstają ze swoich miejsc. Niski
człowiek wszedł na środek ringu.
- Panie i panowie – zaczął mówić do
mikrofonu - czy jesteście gotowi do walki, na którą wszyscy czekali? – odpowiedzią
był jedynie okrzyk publiczności - oto nasi wojownicy. Mistrz Jacob Goldheart! –
kiedy mężczyzna wchodził na środek ringu okrzyki wszystkich były jeszcze
głośniejsze, niż poprzednio. Chłopak ma na sobie tylko szory. Kiedy tak się mu
przypatrywałam podszedł do niego trener, żeby przekazać mu ostatnie ważne
informacje.
- I ten, który nigdy nie został pokonany,
Liam Payne! – usłyszałam ponownie o krzyki tłumu jak Liam pojawił się na
scenie. Moja krew zamarzła. Liam był odwrócony do mnie plecami, kiedy ktoś coś
mówił do niego.
- Znasz zasady. Walczycie dopóki, któryś
z was nie zostanie znokautowany lub skończy się czas na zegarze - Zamknęłam
oczy. Nie mogłam na to patrzeć.
- Że to ten twój Liam? - Courtney spytała,
kiwnęłam głową w milczeniu. Dlaczego mi tego nie powiedział? Otworzyłam oczy ponownie,
aby zobaczyć, że Liam zablokował Jacobowi głowę, ale on był zdecydowanie zbyt
uśmiechnięty. W tym samym momencie Liam zauważył mnie. Zanim się zorientował,
co się dzieję już leżał na plecach, a Jacob zaczął go uderzać, do
nieprzytomności.
- Nie, Liam! – wstałam i zaczęłam
krzyczeć.. Courtney pociągnęła mnie z powrotem w dół. Czułam jak łzy spływały mi po twarzy -
Liam! – nie przestawałam krzyczeć - Dlaczego on nie walczy?- spytałam Courtney.
- Nie wiem – odpowiedziała, a ja spojrzałam
na zegar. Akurat wybiło zero. Sygnał dźwiękowy ukoił moje uszy. Wyskoczyłam ze
swoje miejsca i wdrapałam się na scenę. Liam leżał mna ziemi w bezruchu.
- Liam – krzyknęłam.
- Hej kochanie. Może chcesz świętować tej
nocy z prawdziwym zwycięzcom? - Jacob Goldheart stał obok mnie z uśmiechem na
twarzy.
- Co mu zrobiłeś? – krzyknęłam i zaczęłam
walić pięściami w jego klatkę piersiową. Miałam nadzieję, że chociaż trochę go
to zaboli, ale on tylko się śmiał.
- Spokojnie, po prostu facet sobie
zasłużył. Ma nauczkę – po tych słowach zaczynam bić go mocniej.
- Liam nie zasługuje na to! - Jacob zablokował
moje ręce.
- Pokażę ci lepszy sposób spędzania czasu
– głos Jacob’a jest niższy, niż zwykle.
- Nie - Uderzyłam go za ramię tak, że mnie
puścił.
- Nie powinnaś tego robić – powiedział i
podniósł rękę. Poczułam ostry ból przeszywający mój policzek.
- Nie żałuję – warknęłam i podeszłam z
powrotem do Liam’a.
- Liam? – dotknęłam lekko jego policzka. Jego oczy powoli się otwarły.
- Liz?
- To ja – szepnęłam. Lekki uśmiech
pojawił się na jego ustach.
- Przykro mi, że musiałaś to oglądać -
wymamrotał.
- Jest w porządku, musimy iść do lekarza - Liam
lekko się zaśmiał.
- Nic mi nie będzie, Liz. To tylko zadrapania
i kilka siniaków.
- Krwawisz – skrzywiłam się.
- Trochę bandaża i nic mi nie będzie –
Liam powoli wspiął się na nogi i przyciągnął mnie do siebie.
- Chodźmy do domu – Liam zrobił krok do
przodu, ale potknął się o własne nogi. Na szczęście udało mi się go złapać i
oparłam jego ciężkie ciało o moje. Udało mi się go wyciągnąć z areny tylnymi
drzwiami. Nigdzie nie widziałam Courtney.
- Gdzie zaparkowałeś? – Spytałam go,
powiodłam wzrokiem za jego palcem i dostrzegłam czarny, błyszczący samochód.
- Muszę iść po kluczyki, zostań tutaj – warknęłam
i oparłam Liam’a obok budynku. Weszłam do środka. Złapałam rzeczy Liam’a i już
chciałam wychodzić, ale usłyszałam głos Jacob’a.
- Gdzie idziesz, kochanie? – kilka sekund
i Jacob już stał przede mną.
- Odejdź, Jacob - starałam się go
odepchnąć, ale on tylko się zaśmiał.
- Masz zamiar pomóc przegranemu? Powinnaś
go zostawić na ulicy, żeby zdechł - poczułam, jak moje serce się zatrzymuję.
- T- to się nie zdarzy – odepchnęłam go,
ale on nie ustąpił.
- Przestań się opierać, kochanie.
Dlaczego nie przyjdziesz ogrzać mojego łóżka?
- Nigdy – warknęłam. Przesmyknęłam się
pod jego pachą i podbiegłam do drzwi, ale poczułam jak silna ręka złapała mnie
za ramię. Odwróciłam się i uderzyłam pięścią w sam środek jego twarzy. Zrobił
kilka kroków w tył, zdecydowanie się tego nie spodziewał. Szybko wybiegłam
przez tylne drzwi.
- Chodź, Liam – ponownie go o siebie
oparłam i zaciągnęłam do samochodu. Otworzyłam drzwi i posadziłam na tylnym
siedzeniu. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, ze w moim kierunku idzie naprawdę
zły Jacob.
- Żadna dziewczyna nigdy mnie nie uderzyła.
- Zabawne, bo ja tak – zaśmiałam się. Jego
nos zmarszczył się z wkurzenia, a po chwili poczułam mocny ból w dole brzucha,
to była jego pięść.
- Będziesz zdychać na ulicy tak jak twój
chłopak - wymamrotał – to jest zaplata – jego pieść uderzyła mnie jeszcze w
twarz, przez co wpadłam na samochód.
- Znajdę kogoś ładniejszego, niż ty – warknął,
kiedy odchodził. Odkaszlnęłam krwią, byłam w szoku. Musiałam się dostać do domu Liam’a. Wspięłam
się na przednie siedzenie i uruchomiłam samochód. Usłyszałam jak Liam jęczy z
tyłu.
- Nie powinnaś prowadzić - wymamrotał.
- Ty tym bardziej , ale ktoś musi zawieźć
nas do domu.
Dojechaliśmy do domu Liam’a. Zaparkowałam
i czułam się nieco lepiej (ale nadal bolało). Mój niebieski t-shirt był cały we
krwi. Niektóre plamy były Liam’a, ale większość jednak była moja własna. Wyciągnęłam Liam’a z samochodu, udało mu się
wejść po schodach, wyglądał lepiej. Poszedł prosto do swojego pokoju i usłyszałam, że wszedł pod prysznic.
Poszłam do dodatkowej łazienki, mając nadzieję, że ściągnę z siebie zakrwawione
koszulę i wrzucę je do kosza. Spojrzałam na siebie w lustrze i szczerze
przyznam, że miałam problem z rozpoznaniem samej siebie. Mój brzuch był czarno-niebieski, a moja twarz trochę
czerwona tam, gdzie Jakub uderzył mnie wcześniej. Wzięłam głęboki oddech i
weszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie krew. Teraz zostaną tylko siniaki.
Kiedy wyszłam owinęłam się ręcznikiem.
- Liam?
- Hmm? – usłyszałam jego głos dochodzący
z sypialni.
- Mogę pożyczyć koszulkę? – spytałam i
stanęłam przy drzwiach. Liam poszedł do szuflady i podał mi delikatny materiał.
- Co się stało z twoją twarzą? - spytał.
- Nic .
- Liz, to nie jest niczym - warknął - co
się stało? - pokręciłam głową i odwróciłam się, aby wrócić do łazienki. Usłyszałam
Liam’a tuż za mną, jednak udało mi się go pokonać i zamknąć drzwi, zanim on też
tutaj wszedł. Liam’a koszulka była idealna, sięgała mi do połowy uda.
PERSPEKTYWA LIAM’A.
- Lizzie, wyjdź – jęknąłem.
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo mnie teraz nienawidzisz - powiedziała to tak cicho, że ledwo ja
usłyszałem.
- Dlaczego cię nienawidzę? – spytałem,
starając się przechytrzyć gałkę od drzwi - Otwórz drzwi, proszę – powiedziałem cicho
i usłyszałem kliknięcie. Szybko popchnąłem drzwi, a kiedy zobaczyłem małą Liz,
mocno ją przytuliłem. Jej głowa opadła na moją klatkę piersiową, a ja
odgarnąłem jej włosy.
- Nie nienawidzę cię – wyszeptałem - kto
ci to zrobił?
- J-Jacob - wyszeptała – p-powiedział, że
powinnam cię zostawić na ulicy.
- Ciii, już dobrze - wyszeptałem.
- Wiec go uderzyłam, Liam - powiedziała.
- Po co? – Liz odsunęła się, żeby
spojrzeć na moją twarz.
- Ja go uderzyłam. W-wrócił do mnie - Liz
wyplątała się z mojego uścisku i podniosła koszulkę. Jej skóra była czarno-niebieska.
Czułem ogromną złość na siebie, że ktoś
ją skrzywdził, a mnie tam nie było, żeby ją obronić. Liz puściła koszulkę i
zaczęła płakać.
- Ja przepraszam, Liam – jęknęła cicho.
- Dlaczego przepraszasz? -Liz potrząsnęła
głową. Jej ciało zaczęło drżeć. Podniosłem ją i zaniosłem do łóżka.
- Wszystko będzie dobrze – wyszeptałem i
delikatnie pocałowałem jej usta. Liz pokiwała głową, lecz jej łzy dalej
spływały po tej pięknej buźce. Wytarłem je delikatnie kciukiem. Po chwili
położyłem się obok niej. Liz zwinęła się obok mnie, a ja objąłem ją
najdelikatniej jak tylko potrafiłem.
- Idę z nim porozmawiać – powiedziałem.
- Nie . J-ja nie, żeby cię znów skrzywdził
– wyszeptała, a kiedy odwróciła się do mnie jej oczy przepełnione były bólem i
łzami.
- Nic mi nie będzie – odpowiedziałem -
idź spać - pocałowałem ją w czoło.
- Obiecaj, że do niego nie pójdziesz – wyszeptała.
- Dobrze – uśmiechnąłem się lekko.
- Dobranoc, Liam – podciągnęła się w górę
i cmoknęła mnie w usta. Patrzyłem jak się odwraca i tuli w kołdrę.
- Dobranoc, aniele.
Jak wiecie (albo i nie) nie mam kompa, spalił się. Zasypana pytaniami "kiedy rozdział?", które są mega wkurzające postanowiłam iść do koleżanki i na szybko przetłumaczyć rozdział, bo chyba byście mi spokoju nie dali...
A! No i nie sprawdzałam błędów, nie mam już na to czasu.
A! No i nie sprawdzałam błędów, nie mam już na to czasu.