wtorek, 30 lipca 2013

rozdział 9, część 2.


- Nazwisko? - Jego głos był głęboki, prawie przerażający.

- Courtney i Elizabeth - Courtney odpowiedziała grzecznie, na co ten okropny typ się tylko uśmiechnął.

- Tutaj, mam specjalne miejsca dla was dwóch – warknął, po czym otworzył drzwi i wpuścił nas do środka. Byłyśmy prowadzone przez tłum ludzi. Byli to głównie chłopacy, ale ja też dostrzegłam kilka dziewczyn (z toną makijażu). Mężczyzna zaprowadził nas do tyłu. Był to rodzaj areny. Na środku „klatka”, a wokół niego siedzenia.

- Myślałam, że to będzie impreza - szepnąłem do Courtney, na co ona przewróciła oczami.

- Tu są twoje krzesła – odezwał się mężczyzna.  Mamy doskonały widok na scenę.

- Dzięki - Courtney usiadła, uśmiechając się szeroko.  Zajęłam miejsce obok niej.

- Pokaz rozpocznie się za chwilę – dodał, zanim poszedł do wyjścia.

- Jaki pokaz? – spytałam, już wtedy miałam złe przeczucia. W co do cholery ona nas wpakowała. Światła zostały przyciemnione, a ja spojrzałam jak wszyscy wstają ze swoich miejsc. Niski człowiek wszedł na środek ringu.

- Panie i panowie – zaczął mówić do mikrofonu - czy jesteście gotowi do walki, na którą wszyscy czekali? – odpowiedzią był jedynie okrzyk publiczności - oto nasi wojownicy. Mistrz Jacob Goldheart! – kiedy mężczyzna wchodził na środek ringu okrzyki wszystkich były jeszcze głośniejsze, niż poprzednio. Chłopak ma na sobie tylko szory. Kiedy tak się mu przypatrywałam podszedł do niego trener, żeby przekazać mu ostatnie ważne informacje.

- I ten, który nigdy nie został pokonany, Liam Payne! – usłyszałam ponownie o krzyki tłumu jak Liam pojawił się na scenie. Moja krew zamarzła. Liam był odwrócony do mnie plecami, kiedy ktoś coś mówił do niego.

- Znasz zasady. Walczycie dopóki, któryś z was nie zostanie znokautowany lub skończy się czas na zegarze - Zamknęłam oczy. Nie mogłam na to patrzeć.

- Że to ten twój Liam? - Courtney spytała, kiwnęłam głową w milczeniu. Dlaczego mi tego nie powiedział? Otworzyłam oczy ponownie, aby zobaczyć, że Liam zablokował Jacobowi głowę, ale on był zdecydowanie zbyt uśmiechnięty. W tym samym momencie Liam zauważył mnie. Zanim się zorientował, co się dzieję już leżał na plecach, a Jacob zaczął go uderzać, do nieprzytomności.

- Nie, Liam! – wstałam i zaczęłam krzyczeć.. Courtney pociągnęła mnie z powrotem w  dół. Czułam jak łzy spływały mi po twarzy - Liam! – nie przestawałam krzyczeć - Dlaczego on nie walczy?- spytałam Courtney.

- Nie wiem – odpowiedziała, a ja spojrzałam na zegar. Akurat wybiło zero. Sygnał dźwiękowy ukoił moje uszy. Wyskoczyłam ze swoje miejsca i wdrapałam się na scenę. Liam leżał mna ziemi w bezruchu.

- Liam – krzyknęłam.

- Hej kochanie. Może chcesz świętować tej nocy z prawdziwym zwycięzcom? - Jacob Goldheart stał obok mnie z uśmiechem na twarzy.

- Co mu zrobiłeś? – krzyknęłam i zaczęłam walić pięściami w jego klatkę piersiową. Miałam nadzieję, że chociaż trochę go to zaboli, ale on tylko się śmiał.

- Spokojnie, po prostu facet sobie zasłużył. Ma nauczkę – po tych słowach zaczynam bić go mocniej.

- Liam nie zasługuje na to! - Jacob zablokował moje ręce.

- Pokażę ci lepszy sposób spędzania czasu – głos Jacob’a jest niższy, niż zwykle.

- Nie - Uderzyłam go za ramię tak, że mnie puścił.

- Nie powinnaś tego robić – powiedział i podniósł rękę. Poczułam ostry ból przeszywający mój policzek.

- Nie żałuję – warknęłam i podeszłam z powrotem do Liam’a​​.

- Liam? – dotknęłam lekko jego policzka.  Jego oczy powoli się otwarły.

- Liz?

- To ja – szepnęłam. Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach.

- Przykro mi, że musiałaś to oglądać - wymamrotał.

- Jest w porządku, musimy iść do lekarza - Liam lekko się zaśmiał.

- Nic mi nie będzie, Liz. To tylko zadrapania i kilka siniaków.

- Krwawisz – skrzywiłam się.

- Trochę bandaża i nic mi nie będzie – Liam powoli wspiął się na nogi i przyciągnął mnie do siebie.

- Chodźmy do domu – Liam zrobił krok do przodu, ale potknął się o własne nogi. Na szczęście udało mi się go złapać i oparłam jego ciężkie ciało o moje. Udało mi się go wyciągnąć z areny tylnymi drzwiami. Nigdzie nie widziałam Courtney.

- Gdzie zaparkowałeś? – Spytałam go, powiodłam wzrokiem za jego palcem i dostrzegłam czarny, błyszczący samochód.

- Muszę iść po kluczyki, zostań tutaj – warknęłam i oparłam Liam’a obok budynku. Weszłam do środka. Złapałam rzeczy Liam’a i już chciałam wychodzić, ale usłyszałam głos Jacob’a.

- Gdzie idziesz, kochanie? – kilka sekund i Jacob już stał przede mną.

- Odejdź, Jacob - starałam się go odepchnąć, ale on tylko się zaśmiał.

- Masz zamiar pomóc przegranemu? Powinnaś go zostawić na ulicy, żeby zdechł - poczułam, jak moje serce się zatrzymuję.

- T- to się nie zdarzy – odepchnęłam go, ale on nie ustąpił.

- Przestań się opierać, kochanie. Dlaczego nie przyjdziesz ogrzać mojego łóżka?

- Nigdy – warknęłam. Przesmyknęłam się pod jego pachą i podbiegłam do drzwi, ale poczułam jak silna ręka złapała mnie za ramię. Odwróciłam się i uderzyłam pięścią w sam środek jego twarzy. Zrobił kilka kroków w tył, zdecydowanie się tego nie spodziewał. Szybko wybiegłam przez tylne drzwi.

- Chodź, Liam – ponownie go o siebie oparłam i zaciągnęłam do samochodu. Otworzyłam drzwi i posadziłam na tylnym siedzeniu. Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, ze w moim kierunku idzie naprawdę zły Jacob.

- Żadna dziewczyna nigdy mnie nie uderzyła.

- Zabawne, bo ja tak – zaśmiałam się. Jego nos zmarszczył się z wkurzenia, a po chwili poczułam mocny ból w dole brzucha, to była jego pięść.

- Będziesz zdychać na ulicy tak jak twój chłopak - wymamrotał – to jest zaplata – jego pieść uderzyła mnie jeszcze w twarz, przez co wpadłam na samochód.

- Znajdę kogoś ładniejszego, niż ty – warknął, kiedy odchodził. Odkaszlnęłam krwią, byłam w szoku.  Musiałam się dostać do domu Liam’a​​. Wspięłam się na przednie siedzenie i uruchomiłam samochód. Usłyszałam jak Liam jęczy z tyłu.

- Nie powinnaś prowadzić - wymamrotał.

- Ty tym bardziej , ale ktoś musi zawieźć nas do domu.



Dojechaliśmy do domu Liam’a. Zaparkowałam i czułam się nieco lepiej (ale nadal bolało). Mój niebieski t-shirt był cały we krwi. Niektóre plamy były Liam’a, ale większość jednak była moja własna.  Wyciągnęłam Liam’a z samochodu, udało mu się wejść po schodach, wyglądał lepiej. Poszedł prosto do swojego pokoju  i usłyszałam, że wszedł pod prysznic. Poszłam do dodatkowej łazienki, mając nadzieję, że ściągnę z siebie zakrwawione koszulę i wrzucę je do kosza. Spojrzałam na siebie w lustrze i szczerze przyznam, że miałam problem z rozpoznaniem samej siebie. Mój brzuch był  czarno-niebieski, a moja twarz trochę czerwona tam, gdzie Jakub uderzył mnie wcześniej. Wzięłam głęboki oddech i weszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie krew. Teraz zostaną tylko siniaki. Kiedy wyszłam owinęłam się ręcznikiem.

- Liam?

- Hmm? – usłyszałam jego głos dochodzący z sypialni.

- Mogę pożyczyć koszulkę? – spytałam i stanęłam przy drzwiach. Liam poszedł do szuflady i podał mi delikatny materiał.

- Co się stało z twoją twarzą? - spytał.

- Nic .

- Liz, to nie jest niczym - warknął - co się stało? - pokręciłam głową i odwróciłam się, aby wrócić do łazienki. Usłyszałam Liam’a tuż za mną, jednak udało mi się go pokonać i zamknąć drzwi, zanim on też tutaj wszedł. Liam’a koszulka była idealna, sięgała mi do połowy uda.

PERSPEKTYWA LIAM’A.

- Lizzie, wyjdź – jęknąłem.

- Nie.

- Dlaczego nie?

- Bo mnie teraz nienawidzisz  - powiedziała to tak cicho, że ledwo ja usłyszałem.

- Dlaczego cię nienawidzę? – spytałem, starając się przechytrzyć gałkę od drzwi - Otwórz drzwi, proszę – powiedziałem cicho i usłyszałem kliknięcie. Szybko popchnąłem drzwi, a kiedy zobaczyłem małą Liz, mocno ją przytuliłem. Jej głowa opadła na moją klatkę piersiową, a ja odgarnąłem jej włosy.

- Nie nienawidzę cię – wyszeptałem - kto ci to zrobił?

- J-Jacob - wyszeptała – p-powiedział, że powinnam cię zostawić na ulicy.

- Ciii, już dobrze - wyszeptałem.

- Wiec go uderzyłam, Liam - powiedziała.

- Po co? – Liz odsunęła się, żeby spojrzeć na moją twarz.

- Ja go uderzyłam. W-wrócił do mnie - Liz wyplątała się z mojego uścisku i podniosła koszulkę. Jej skóra była czarno-niebieska.  Czułem ogromną złość na siebie, że ktoś ją skrzywdził, a mnie tam nie było, żeby ją obronić. Liz puściła koszulkę i zaczęła płakać.

- Ja przepraszam, Liam – jęknęła cicho.

- Dlaczego przepraszasz? -Liz potrząsnęła głową. Jej ciało zaczęło drżeć. Podniosłem ją i zaniosłem do łóżka.

- Wszystko będzie dobrze – wyszeptałem i delikatnie pocałowałem jej usta. Liz pokiwała głową, lecz jej łzy dalej spływały po tej pięknej buźce. Wytarłem je delikatnie kciukiem. Po chwili położyłem się obok niej. Liz zwinęła się obok mnie, a ja objąłem ją najdelikatniej jak tylko potrafiłem.

- Idę z nim porozmawiać – powiedziałem.

- Nie . J-ja nie, żeby cię znów skrzywdził – wyszeptała, a kiedy odwróciła się do mnie jej oczy przepełnione były bólem i łzami.

- Nic mi nie będzie – odpowiedziałem - idź spać - pocałowałem ją w czoło.

- Obiecaj, że do niego nie pójdziesz – wyszeptała.

- Dobrze – uśmiechnąłem się lekko.

- Dobranoc, Liam – podciągnęła się w górę i cmoknęła mnie w usta. Patrzyłem jak się odwraca i tuli w kołdrę.

- Dobranoc, aniele.

Jak wiecie (albo i nie) nie mam kompa, spalił się. Zasypana pytaniami  "kiedy rozdział?", które są mega wkurzające postanowiłam iść do koleżanki i na szybko przetłumaczyć rozdział, bo chyba byście mi spokoju nie dali...
A! No i nie sprawdzałam błędów, nie mam już na to czasu.

środa, 24 lipca 2013

rozdział 9, część 1.


„ Dostałam pracę” napisałam rozochocona do Liam’a. Rozmawiałam z nim idąc przez centrum handlowe tryskając radością. Po kilku niepowodzonych próbach, w końcu dostałam pracę w sklepie filmowym. Tak, jestem świadoma, ze to nic fajnego, ale ja w sumie lubię filmy. Na dodatek uzyskałam 10% zniżki na każdy z nich. Nagle mój telefon zadryndał, wyciągnęłam go z kieszeni. 
Od: Liam.
To świetnie! Będę tam za kilka minut. Właśnie zrobiłem ostatnią rzecz, aby zakończyć pracę.
Od: ja.
Pospiesz się, muszę cię zobaczyć!
Po głębokim zastanowieniu poszłam do księgarni. Mam niebezpiecznie mało lektur. Podniosłam przypadkowy romans z półki i przeszłam do działu czytelniczego (mam oczywiście na myśli dział dla dzieci. To jedyne miejsce w sklepie, w którym można znaleźć krzesło). Usiadłam na pierwszym wolnym miejscu i otworzyłam książkę na pierwszej stronie.
***
Kiedy kończyłam piąty rozdział, moje oczy zostały zasłonięte.
- Zgadnij kto - głos mówił za siebie.
- Liam! – krzyknęłam i wyskoczyłam z krzesła, aby stawić mu czoła.
- Hej kochanie - uśmiechnął się.
- Jak było w pracy? – odłożyłam książkę i objęłam go w pasie.
- To było ... pełen wrażeń.
– Kiedy będę mogła zobaczyć, co robisz? – spytałam. Liam lekko mnie odsunął od siebie, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł, Liz. To jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie – zmarszczyłam brwi.
- Jeździsz na rowerze? – spytałam, na co Liam się tylko zaśmiał.
- Jeśli tylko chcesz - wymamrotał.
- No, powiedz mi – ukułam go w brzuch.
- Może później. Jesteś głodna? - spytał, zmieniając temat.
- Jasne – jęknęłam zirytowana tym, że nie chce mi powiedzieć. Liam położył rękę na moich ramionach. Chyba chciał załagodzić sytuację.
- Gdzie pracujesz teraz? - spytał.
- Nie, nie powiem – spojrzałam i zobaczyłam jakiś ciemny błysk przeszłości w jego oczach.
- Dlaczego nie?
- Bo nie chcę być śledzona – uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie - poza tym, jest tam naprawdę fajny facet.
- Jak on się nazywa? – warknął. Od razu wyczułam napięcie  w jego głosie. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Żartowałam Liam – automatycznie się uspokoił. Potarłam delikatnie jego rękę - po za tym z tobą moje szanse u niego są niewielkie.
- Liz, naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jaki masz wpływ na facetów, nie? – spytał.
- No widocznie nie.
- Jesteś piękna, zabawna, inteligentna, idealna - Liam wziął moją rękę w swoją. Jego dotyk wywołał ciarki na moim ciele – po za tym..wiesz, że mówisz przez sen? – zmroziło mnie.
- Co mówiłam?
- Było mnóstwo fajnych rzeczy, naprawdę. Głośno mówiłaś moje imię – z każdym słowem uśmiech rósł na jego twarzy.
- Śniło ci się – wybełkotałam.
- Nie, byłem przytomny – zaśmiał się – słyszałem każde słowo.
- Idealnie – mój głos był chwiejny. Kto wie, co mogłam mówić przez sen. Ah, jest jedna taka osoba. Problem w tym, że jej nienawidzę.
***
- To było zabawne – uśmiechnęłam się w drodze do samochodu.
- Było – Liam zgodził się ze mną.
- Chcesz pójść na jakiś obiad? – spytał. Pokręciłam przecząco głową - Zawiozę cię – usiadł na miejsce kierowcy. Uśmiechnęłam się, na co on mnie delikatnie pocałował.
- Do widzenia  - uśmiechnęłam się.
- Do widzenia – odpowiedział, a ja pomachałam mu ręką na pożegnanie, kiedy odjeżdżał. Pobiegłam w górę, kiedy mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnęłam go z kieszeni. Pięć nieodebranych połączeń od Courtney, cholera! Musiałam do niej szybko oddzwonić, inaczej by mnie zabiła.
- Halo?
- Gdzie byłaś? – słyszałam jej gniew, dało się to wyczuć nawet przez telefon - Próbowałam się do ciebie dodzwonić cały dzień.
- Przepraszam, byłam z Liam’em .
- Chcesz się spotkać? 
- Pewnie, co masz na myśli? – spytałam, jednocześnie otwierając drzwi do domu.
- Myślałam o tym nowym klubie, który właśnie otworzył w dole ulicy.
- Brzmi dobrze.
- Dobra, przygotuj się, będę tam za dwadzieścia minut.
- Do zobaczenia – powiedziałam i zanim zdążyłam się rozłączyć usłyszałam w słuchawce melodyjny śmiech Courtney. Pobiegłam na górę, aby się przebrać. W końcu nie mogłam tam iść w tym, co miałam na sobie również wczoraj.

perspektywa Liam’a, wcześniej tego dnia.

- Oddam pieniądze w ten weekend - Stew obiecał po raz kolejny.
- Jestem bardzo zmęczony twoim pieprzonym gadaniem – warknął Ted.
- Ted, przestań - przewróciłem oczami i pociągnąłem go.
- Wygrałeś uczciwie, nie chcesz swoich pieniędzy? - Zapytał Ted.
- Zamknij się! – odsunąłem Ted’a na drugi koniec pokoju i zwróciłem się do Stew'a.
- Zapomnę o długu, idź i zobacz swoje dzieci – uśmiechnąłem się do niego.
- D-d-d-d-ziękuję Liam – jęknął Stew.
- Nie ma problemu.
- Co się dzieje w tej sprawie, Liam? – spytał Ted - Dobrze się czujesz?
- Nic mi nie jest, po prostu zostaw mnie w spokoju – powiedziałem. Teraz będę czekać na Liz. Spytała, czy mogłaby pójść ze mną do pracy. Nigdy nie pozwolę jej tu przyjść. To zbyt niebezpieczne, to nie miejsce dla niej.Czasami zastanawiam się, czy to jest dobry pomysł, że siedzę w tym biznesie.
- Masz dziś kolejny trening  - usłyszałem z tyłu Ted’a  - potem możesz iść do domu.
- Miejmy to już za sobą – wstałem i udałem się do sali treningowej. Zauważyłem drobne, małe dziecko. Stało przed workiem treningowym i całe się trzęsło. 
- Jak masz na imię, kochanie? – spytałem.
- J-Johnny – jęknął.
- Dobrze, Johnny. Dzisiaj nauczę cię jak walczyć – dzieciak się trochę rozluźnił, nawet wymusił mały uśmiech.
- D-dziękuję proszę pana – wymamrotał na co się zaśmiałem.
- Nie dziękuj mi, jeszcze. Teraz zaczynajmy.

Perspektywa Liz

Courtney trzymała mocno moją rękę, ciągnąc mnie ulicą, gdzie roiło się od narkomanów.
- Dokąd idziemy? – zaśmiałam się.
- Mówiłam ci, impreza.
- Ale ja nie lubię imprez – zmarszczyłam nos.
- Słyszałam, że Liam ma tam być.
- Naprawdę? – Courtney pokiwała głową.
- Tak, rozmawiałem z jednym z jego przyjaciół, zaprosili mnie.
- Oni naprawdę cię zaprosili?
- Powiedział, że mogę przyjść, jeżeli wezmę ze sobą ciebie – przyznała.
- Oh ..
- To tutaj - Courtney pociągnęła mnie po schodach do opuszczonego budynku.
- Uh, Courtney to miejsce jest opuszczone – jęknęłam.
- Huh – wyciągnęła swój telefon - nie, to jest to miejsce - Courtney zapukała do drzwi, a po chwili otworzył nam tęgi facet.



ZAPRASZAM NA MOJEGO ASKA :D

sobota, 20 lipca 2013

rozdział 8.

- Dobrze spałaś? – Otworzyłam oczy i zobaczyłam Liam’a. Stał oparty o ścianę. Ręce miał skrzyżowane na piersiach.
- Tak, ale potem pojawiłeś się ty – warknęłam, siadając.
- Wychodzimy - powiedział.
- Ja nigdzie nie idę.
- Idziesz, mamy w planach obiad – rozciągnęłam oczy.
- Nie obchodzi mnie to – zsunęłam się z łóżka. Strasznie bolało mnie gardło, tak jakby ktoś starł je na tarce. Zeszłam na dół i nalałam sobie szklankę wody.
- Daj spokój, Liz – dobiegł do mnie głos Liam’a.
- Nie.
- Liz, Liam? – usłyszałam moją mamę - myślałam, że cię już nie będzie?
- My właśnie wychodzimy, pani Jones – uśmiechnął się Liam.
- Naprawdę? Mamo, nie czuję się dobrze -jęknęłam.
- Oh, Lizzie, przestań tak dramatyzować – rodzicielka pocałowała mnie w czoło – Nie masz gorączki. Wrócę późno z pracy więc nie będzie mnie w domu – zaczęła.
- W porządku, pani Jones. Liz może zatrzymać się u mnie – wtrącił się Liam.
- Nie, nie zgadzam się – krzyknęłam.
- To dobrze, kochanie – mama obdarzyła Liam’a ciepłym uśmiechem ​​- Zobaczymy się później, kochanie - mama pocałowała mnie w policzek - Miło było cię znowu widzieć, Liam.
- Panią też, pani Jones. Dobranoc. - Liam uśmiechnął się, a następnie zwrócił się do mnie - Jesteś gotowa? - Spytał. Wzięłam głęboki oddech i tak naprawdę nie miałam już wyboru, prawda? Poszłam za Liam’em do jego samochodu. Nie mogłam już nic zrobić.
***
Siedziałam z Liam’em w restauracji. Przez okno miałam idealny widok na ocean.
- Przepraszam – odezwał się Liam.
- W porządku – odpowiedziałam, dalej patrząc przez okno.
- Powiedz mi coś o sobie.
- Jestem dobra – szepnęłam - Ile masz lat? – spytałam po chwili.
- Dwadzieścia – powiedział, na co twierdząco pokiwałam głową.
- Spoko.
- A ty? Ile masz lat?
- Dziewiętnaście, dwadzieścia za kilka tygodni – przyszła do nas kelnerka, zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek innego.
- Mogę podać coś do picia? – spytała. Zauważyłam, że przypatruje się Liam’owi. Na mnie zaś patrzyła z obrzydzeniem. Poczułam dziwne uczucie zazdrości.
- Chciałbym colę, a ty, Liz? – spytał.
- Cola jest w porządku- odpowiedziałam, a kelnerka szybko zanotowała moje słowa.
- Wasze napoje będą za kilka minut - uśmiechnęła się  do Liam’a. Zauważyłam, że jest podobna do Courtney, miała tak samo truskawkowo-blond włosy. Liam przeniósł swoje krzesło bliżej mojego.
- Boisz się? – Spytał.
- Nie. Chcę tylko, żeby ta noc się skończyła – odpowiedziałam szybko, na co Liam się tylko zaśmiał.
- Na szczęście musi minąć jeszcze sporo czasu – odpowiedział w tym samym czasie, kiedy kelnerka przyniosła nasze napoje.
- Mogę przyjąć zamówienie? – spytała.
- Tak, poproszę spaghetti, a ty? - Liam odwrócił się do mnie.
- To samo – bąknęłam pod nosem. Zauważyłam, że się lekko uśmiecha.
- Okej, wasze jedzenie będzie gotowe za piętnaście minut.
- Jesteś zazdrosna, prawda? -  spytał, kiedy kelnerka oddaliła się na bezpieczną odległość. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, w ogóle – wzięłam szklankę do ręki i zamoczyłam w niej usta. Liam położył rękę na moim udzie.
- To dobrze - szepnął. Rozciągnęłam szeroko oczy.
- Blondynki nie są twoją mocną stroną, prawda ? – Liam tylko wzruszył ramionami.
- Wolę brunetki. Szczególnie te z charakterem – dopowiedział po chwili.
- Z charakterem? Idę do domu – wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Nie zdążyłam zajść daleko, bo Liam złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem na moje miejsce.
- Noc jest jeszcze młoda – zaśmiał się - dlaczego chcesz iść?
- Bo cię nie lubię.
- I jeszcze ta różowa sukienka. Pomyślałem, że może zabawimy się dzisiaj wieczorem?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam szybko. Jego ręka powoli uniosła się do góry.
- Wiem, że chcesz - wyszeptał mi uwodzicielsko do ucha. Podniosłam się szybko, dzięki czemu jego ręka automatycznie spadła.
- Muszę skorzystać z toalety – zanim wyraził sprzeciw, ja byłam już w środku. Zamknęłam się w jednej z kabin. Musiałam wymyślić jakiś sposób, żeby opuścić ten lokal. Sama, bez niego. Bezpiecznie i tak, żeby nie zauważył. Usłyszałam, że drzwi się otworzyły, a po chwili zamknęły.
- Przepraszam, proszę pani? - To kelnerka, otworzyłam swoje drzwi od kabiny.
- Tak?
- Facet, z którym byłaś pyta o ciebie.
- I co?
- Zasługuje na coś lepszego, niż ty - warknęła - twoje jedzenie jest gotowe – dodała po chwili i wyszła.
Przewróciłam oczami, olewając jej słowa. Jeżeli tak bardzo go pragnie to proszę bardzo, może sobie go wziąć. Po chwili dostrzegłam okno w górnym rogu pomieszczenia. Sięgnęłam do klamki i je otworzyłam. Było małe, ale wystarczająco duże, bym się w nim zmieściła. „Ha! Weź się Liam!” – pomyślałam sobie, kiedy moje stopy dotknęły plażowego pisaku. Zauważyłam restaurację, a w niej Liam’a. Mówił coś do kelnerki, ona po chwili mu powiedziała coś, co go nieźle musiało wkurzyć, bo walnął pięściami w stół i gwałtownie się podniósł. Zaśmiałam się do siebie i poszłam dalej. Zawsze podobało mi się nad wodą. Wzięłam głęboki oddech słonego powietrza.
- Elizabeth! - usłyszałam głos Liam’a ​​za sobą. Przeklęłam pod nosem i zaczęłam biec.
- Poczekaj, do cholery! – krzyknął. Zaczęłam biec szybciej, ale Liam nie miał problemu, żeby mnie dogonić. Zanim się zorientowałam, poczułam jego ciepłe dłonie na mojej talii, które okręciły mnie tak, ze teraz stałam z nim twarzą w twarz.
- Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? – warknęłam i uderzyłam go w klatkę piersiową z całej siły jaką miałam w pięści. On jedynie się zaśmiał.
- Zadziorna? -  jęknęłam i uderzyłam jeszcze raz. Liam żeby zapanować jakoś nad moim gniewem mocno mnie przytulił, na co wydęłam wargi .
- Chcę wrócić do domu – jęknęłam.
- Może później – powiedział cicho. Oparłam się na jego klatce piersiowej. Szczerze mówiąc, nie czułam się dobrze. Liam przechylił głowę do tyłu.
- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz za dobrze.
- Nie - wybełkotałam. Poczułam jego dłoń na moim czole.
- Jesteś rozpalona. Bierzesz swoje antybiotyki? – spytał.
- Nie jesteś moją matką! – Liam się uśmiechnął na te słowa.
- Chodź, musimy uciekać od zimna – powiedział, po czym zsunął z siebie swoją skórzaną kurtkę i założył je na moje barki.
- Jest w porządku – powiedział cicho - będę o ciebie dbać.
PERSPEKTYWA LIMA
Przyprowadziłem Liz do swojego domu i posadziłem na kanapie. Oparła się o bok i zamknęła oczy. Włączyłem telewizor i przełączyłem na maraton Disneya.
- Hej, kocham ten film – usłyszałem cichutki głos Liz. Starała się wstać i pociągnąć moją kurtkę mocniej wokół swoim drobnych ramion.
- Powinnaś leżeć - Liz zaśmiała się jedynie i wytknęła język.
- Nie możesz mi mówić, co robić.
- Chcesz herbaty?
- Tak, proszę – uśmiechnęła się, a następnie opadła z powrotem na kanapę. Zaśmiałem się i poszedłem do kuchni. Kiedy wróciłem podałem jej gorący kubek i spojrzałem na ekran. Szczerze mówiąc, nie oglądałem już długo filmów Disneya.
- Oglądałeś to wcześniej?
- Yep - to był jeden z filmów o księżniczkach Disneya. Kiedyś je oglądałem z moimi siostrami, kiedy byliśmy młodsi.
- To jest dobra część - szepnęła Liz. Po chwili opadła na moje ramię. Zauważyłem, że śpi i ciągle ma na sobie moją kurtkę. Podniosłem ją delikatnie i zaniosłem do swojego łóżka. Kiedy chciałem odejść jej drobna ręka złapała moją.
- Nie zostawiaj mnie – wybełkotała.
- Nie zrobię tego - wyszeptałem. Położyłem się obok niej. Liz się odwróciła.
- Jesteś mój - szepnęła.
- Jestem twój - zgodziłem się.
PERSPEKTYWA LIZ
Obudziłam się od pocałunków na mojej twarzy. Gdy otworzyłam oczy, brązowe oczy Liam’a wpatrywały się we mnie.
- Jak ci się spało, piękna? – spytał.
- Dobrze – przewróciłam się na bok i schowałam twarz w poduszkę.
- Ej, pozwól mi zobaczyć swoją piękna twarz - Liam szturchnął mnie.
- Przestań! – wybełkotałam.
- To wstań! - Pokręciłam głową.
- Nie, jestem ciągle zmęczona – jęknęłam - i wciąż cię nienawidzę.
- No ja też cię nienawidzę - Liam chwycił mnie w pasie i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Zaczął składać delikatne pocałunki z boku mojej szyi.
- Przestań, to łaskocze - podniosłam rękę, żeby odepchnąć jego twarz. Poczułam, że jego usta wygięły się w uśmiechu dalej będąc na mojej szyi.
- Odwróć się, aniele – szepnął. Nie musiałam, sam to zrobił. Jego usta były kilka centymetrów od moich, a  jego włosy sterczały każdym w innym kierunku. Jego oczy nie spuszczały ze mnie wzroku.
- Jesteś piękna – szepnął. Zarumieniłam się, a następnie dałam mu delikatnego całusa - Jak się czujesz? – spytał.
- Nie chce mi się wstać - wymamrotałam.
- Ja muszę przygotować się do pracy.
- Gdzie pracujesz? – moja ciekawość wzięła górę.
- W okolicy. Może pewnego dnia zabiorę cię ze mną – mrugnął, na co zmarszczyłam nos.
- Muszę znaleźć pracę – jęknęłam.
- Dlaczego?  
- JakeLiam na dźwięk tego imienia cały się napiął.
- Coś powiedział? – spytał i dostrzegłam, że utrzymywał swój gniew pod kontrolą.
- Pytał o nas – wyszeptałam.
- I co? - Liam mnie pogonił.
- I jestem na niego wściekła więc odeszłam.
- Jestem zaskoczony, że go nie pobiłaś – zaśmiał się i opadł na mnie.
- Liam! Zgnieciesz mnie! – zaczęłam ciężko oddychać. Liam chyba to usłyszał więc przeturlał się na bok.
- Przepraszam, kochanie – szepnął, spojrzał na zegar i zaklnął pod nosem.
- Przykro mi, aniele, ale naprawdę muszę iść. Zostaniesz tu?
- Muszę wybrać się na polowanie pracy w centrum handlowym – uśmiechnęłam się, a Liam delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Odbiorę cię w okolicy drugiej, okej?
- Brzmi nieźle - Liam wyskoczył z łóżka i się przebrał. Jego opalone, umięśnione plecy stały teraz naprzeciwko mnie.
- Do zobaczenia – krzyknął, kiedy już przekraczał drzwi.
- Do zobaczenia – odkrzyknęłam, ale usłyszałam trzask drzwi frontowych. No to zostałam sama.


BŁĘDY SPRAWDZĘ JUTRO, DOBRANOC:)