piątek, 28 czerwca 2013

rozdział 4.


Po kolacji leżymy na plecach, aby patrzeć w gwiazdy. Liam pokazuje mi każdy gwiazdozbiór po kolei. Nie wiem, kiedy to się stało, ale kilka minut kilka minut później, ramię Liama znajduje się pod moją głową i jesteśmy blisko, przytulając się do siebie. Po raz pierwszy po bardzo długim czasie, czuję się bezpieczna.
- To jest Andromeda – Mówi Liam, wskazując na gromadę gwiazd.
- I tam księżyc – Wskazałam zdecydowanie zbyt szybko. To prawdopodobnie jedyna rzecz na niebie, którą wskazując nie popełnię błędu.
- To jedyna rzecz, którą wiesz? - zapytał. Pokiwałam głową - Cóż, już nie. Jeszcze te nowe, które mi pokazałeś - odpowiedziałam. Liam odwrócił głowę w moją stronę. Zrobiłam to samo.
- Jesteś taka piękna - wymamrotał ponownie. Czuję ciepło wzrastające w moich policzkach
- Dzięki – mruknęłam. Oczy Liama uważnie obserwują moje usta. Oddech uwiązł mi w gardle. Pocałował delikatnie róg moich ust, znów mi dokucza.  Po chwili uniósł rękę i spojrzał na zegarek.
- Jest późno - wyszeptał – Musisz wracać do domu – Siknęłam głową , obserwując jak Liam pakuje z powrotem wszystko do koszyka, włącznie z kocem. Otworzył drzwi od strony pasażera , a ja posłusznie zajęłam swoje miejsce. Kiedy również  to zrobił, wziął moją dłoń i położył nasze ręce na środku siedzeń. Poza tym, żaden z nas nie powiedział ani słowa.
Gdy Liam zatrzymuje się przed moim domem, patrzę jak opuszcza samochód, aby ponownie otworzyć mi drzwi. Szybko zeskoczyłam na ziemię.
- Dobranoc, aniele - wyszeptał. Liam pochylił się i pocałował róg moich ust, ponownie. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.
- Całuj mnie, już! - Krzyknęłam w mojej głowie. Wystraszyłam się, że będzie się ze mnie śmiał, kiedy powiem to głośno. Liam uśmiechnął się, a ja obserwuję go, jak idzie w dół z powrotem do samochodu.
Moim zdanie specjalnie przyspieszył, zanim obróciłam się do moich drzwi. Cicho wślizgnęłam się do środka i schowałam buty.
Cicho skaczę po schodach, przez co moja mama nie powinna się obudzić. Wpadłam do swojego pokoju i zapaliłam światło. Wszystko było na swoim miejscu, tak jak przed pokazem Courtney. Musiała spakować swoje rzeczy i zanieść je z powrotem. Opadłam na łóżku. Motyle są cały czas obecne w moim brzuchu. Przewróciłam oczami i schowałam twarz w poduszkę, aby stłumić krzyk, który mam ochotę teraz z siebie wydać. Jedyną rzeczą, która powstrzymała mnie od tego czynu jest mój telefon. Wyciągnęłam go z torebki o otworzyłam wiadomość, od Liam’a.
Od: Liam.
Zobaczymy się jutro?
Szybko odpisałam.
Nie wiem…
Odpowiedź dostałam niemal natychmiast.
Od: Liam.
Może spotkamy się w centrum handlowym w 3:30?
Czuję uśmiech na ustach.
Jasne, do zobaczenia jutro :)
I nawet nie mam czasu, aby umieścić mój telefon na szafce,  bo znów brzęczy.
Od: Liam.
Brzmi dobrze, słodkie snów, aniele.
Motyle w moim brzuchu opadają, kiedy czytam jego idiotyczne przezwisko, które dla mnie wymyślił, jednak znów się uśmiecham kiedy czytam słodkie „dobranoc”. Szybko biegnę do łazienki, żeby zmyć makijaż i przebrać się w piżamę. Zmęczona opadam na łóżko, po całym tym szalonym dniu. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Liam’a, już jutro. Tuż przed zaśnięciem mój telefon brzęczy ponownie. Podnoszę go i odblokowuję ekran. Tym razem z Courtney.
Od: Courney.
Zaczynasz go lubić, nie?
***
Budzi mnie mój telefon, który brzęczy non-stop. Usiadłam zdezorientowana na łóżku, nieporadnie sięgając do mojego telefonu, to Jake.
- Halo? – pytam zaspana.
- Hej, Lizzie?
- Co jest? – Pytam - Czujesz się okej?
- Czuję się dobrze, mój nos jest trochę potłuczony - odpowiada.
- Dobrze, że nie jest tak źle. Naprawdę mi przykro.
-To nie twoja wina. Zadzowniłaś na policję?
- Um - mój głos urywa się szeptem, co dokładnie mam powiedzieć?
- Elizabeth!
Um, ja wyszłam z nim wieczorem – mówię cicho.
- Liz, nie! - słyszę złość w jego głosie.
- nie było tak źle, Jake . To był rzeczywiście bardzo miły wieczór.
- Liz, ten facet może cię zabić, lub najgorsze – zatrzymuje się - cię zgwałcić – rozciągam oczy ze zdzwienia. Nie wierzę, że Jake to powiedział!
- Nie zrobi tego!
- Nie wiesz tego, Liz.
- Ufam mu - mówię po prostu. Mogę prawie usłyszeć jak Jake marszczy brwi.
- Jeśli nie zadzwonisz na polciję, ja to zrobię.
Nie, Jake, proszę, nie! – błagam.
- Liz, nie rozumiesz, ten facet może cię skrzywdzić .
- Nie zrobi tego - mówię mu.
- Dobrze, jeśli nie będziesz mnie słuchać, nie obchodzi mnie - słyszę złość w jego głosie - nie dzwoń do mnie, kiedy jesteś sama na ulicy – zakończa połączenie, a ja rzucam mój telefon na łóżko. Wciągam na siebie ciepły sweter i schodzę na dół. Mama w kuchni robi coś przy kuchence.
-  Mamo! - Mówię - Jesteś w domu.
- Tak, urząd dał mi wolny poranek - powiedziała.
- Więc wracasz? - Pytam. Mama kiwa głową, nie zadając sobie nawet trudu, aby spojrzeć na mnie.
- Mam zamiar spotkać się z dzisiaj z Liam’em. Uważasz, że to w porządku?
- Liam? Oh, tak. Miły chłopak - mruczy do siebie.
 - Czy to w porządku?
 - Tak, to jest w porządku, tylko nie spędzaj z nim dwudziestu czterech godzin na dobę. Jeśli tak, zadzwoń - kiwam głową, a następnie przypominam sobie, że nie patrzy na mnie
- idę się przygotować, teraz – mówię i nie czekam na jej odpowiedź. Jestem z powrotem w moim pokoju, szykując się na spotkanie Liam’em. Wiem, że to trochę za wcześnie,  ale naprawdę mam to gdzieś. Chcę po prostu jak najszybciej wyjść z domu. Wciągnęłam moje ciemno-niebieskie dżinsy i czerwoną bluzkę na siebie. Pozwoliłam moim włosom opaść luźno na ramiona i włożyłam swoje conversy. Wyszłam na zewnątrz.
***
Kiedy dotarłam na parking centrum handlowego było już południe. Udałam się prosto do restauracji. Miałam kilka dolarów w kieszeni. Kupiłam sobie kawałek pizzy i zajęłam miejsce przy jednym ze stolików . Kiedy kończę, mój telefon zaczyna cicho brzęczeć. Podniosłam go i szybko odblokowałam.
Od: Liam.
Chcesz, żebym cię odebrał?
Jestem już tutaj.
Podniosłam swój talerz i wyrzuciłam go do śmieci. Zastanawiam się nad pójściem do księgarni, kiedy mój telefon brzęczy ponownie.
Od: Liam.
Będę tam w ciągu kilku minut, do zobaczenia.
Szukam nowej powieści romantycznej do czytania, gdy ciepłe ręce obejmują mnie wokół talii. Czuję klatkę piersiową Liam’a ​​na plecach, kiedy jego usta dotykają delikatnie mojej szyi. Zaśmiałam się cicho i obróciłam się.
- Tęskniłaś? – Pyta, a ja znów cicho chichoczę.
 - Wcale nie - szepczę. Liam oparł swoje czoło o moje i patrzy mi w oczy.
- Czego szukasz? – Pytam. Liam wzrusza ramionami.
- Myślałem, że pójdziemy na spacer, a potem sprowadzę cię do mojego mieszkania. - Śmieje się, gdy moje oczy się rozszerzają.
- Spokojnie, aniele. Mówiłem, że nie pójdziesz do niego, dopóki nie zechcesz – powiedział i znalazł swoją ręką moją – właściwie – zaczął – idziemy na imprezę.


Dodaję ten rozdział z 40-stopniową gorączką więc błagam, wybaczcie mi błędy. 

niedziela, 23 czerwca 2013

rozdział 3.


     Patrzyłam, jak Jake wsiada do samochodu swojej mamy.  Ze względu na to, co się stało przed chwilą, oboje wyszliśmy wcześniej i wzięliśmy tydzień wolnego. Kiedy samochód Jake’a odjechał z mojego pola widzenia, powoli wróciłam do kawiarni. Zebrałam swoje rzeczy i zadzwoniłam do Courtney. Wiem, że łatwo dojść do domu, ale znając moje szczęście, Liam będzie tam czekać, a przecież nie wiem czego on chce. Usiadłam na chodniku, kiedy zauważyłam postać Liam’a idącą w moim kierunku.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho. Nie odpowiedziałam, mając nadzieję, że moje milczenie pozwoli mu odejść. Zaczęłam zdrapywać czarny lakier z mojego kciuka, w nadziei, że Courtney wkrótce przyjedzie.
- Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? - spytał ponownie. Przygryzłam wewnętrzną stronę mojego polika, milcząc - Liz, spójrz na mnie - jego ręka sięgnęła moją brodę, zmuszając mnie, aby spojrzeć w jego oczy - Co jest nie tak? - spytał.
- Irytujesz mnie – wstałam z chodnika i oddaliłam się od niego.  Jego brązowe oczy automatycznie się zwęziły, nadal mnie obserwując.  Po chwili również się podniósł i podszedł do mnie. Zrobiłam krok wstecz.
- Dlaczego mi nie ufasz? - spytał zdezorientowany.
- Nie ufam ci, bo cię nie znam  - odpowiedziałam, na co się zaśmiał.
- Uratowałem ci życie dwa razy, powinnaś traktować mnie z trochę większym szacunkiem.
Szacunek? Ja już mu pokażę mu szacunek.
- Nie wymagam od ciebie niczego, co byłoby dla ciebie problemem – wymamrotałam, kiedy BMW Courtney podjechało na parking znajdujący się przed nami.
- Do widzenia, Liam – powiedziałam, kiedy wspięłam się na fotel pasażera.
- Zmiana planów – zamruczał. Podtrzymałam drzwi samochodu, żeby się nie zamknęły.
- Co z tego?
- Przyjadę po ciebie dziś wieczorem. Zdobędę twoje zaufanie  - powiedział, po czym wsiadł do swojego auta, stojącego kilka miejsc dalej.
- Co to ​​było? - Courtney była zdecydowanie zbyt podekscytowana.
- Szczerze mówiąc, nie wie.. - nie zdążyłam dokończy, bo mój telefon zaczyna brzęczeć. Szybko go wyciągam i orientuje się, że jest to wiadomość od Liama. Informuje mnie o tym, że przyjedzie dziś po mnie o siódmej.
- Muszę wyjść dzisiaj – mówię – z nim – dodaje po chwili pod nosem.
- Och,  musimy iść na zakupy i kupić ci sukienkę!!
- Nie mogę po prostu założyć moich niebieskich dżinsów? – jęknęłam. Courtney pokręciła głową.
- Nie, musisz dzisiaj dobrze wyglądać. Dopilnuję tego – Uśmiechnęła się, jednocześnie włączając radio. Już zaczynam żałować, że to wszystko dzieje się teraz.



***



- Nie lubię go, więc dlaczego muszę wyglądać dobrze? - Pytam po raz tysięczny, siedząc w mojej łazience.
- Bo nie pozwolę ci pójść  w starych dżinsach i bluzie z kapturem. Poza tym, on może mieć bardzo ładnych przyjaciół - powiedziała zadowolona Courtney.
- Nie sądzę, że ma jakiś znajomych - wymamrotałam, kiedy Courtney prowadziła lokówkę przez moje włosy po raz ostatni. Kiedy skończyła, popryskała je lakierem do włosów, żeby utrzymały się przez całą noc.
- Jak wyglądam teraz? – spytałam. Courtney stanęła przed moim lustrem i zaczęła podziwiać swoją pracę.
- Możesz sprawdzić - Courtney zeszła mi z drogi, a ja spojrzałam w lustro. Moja twarz jest zupełnie nie do poznania. Moje oczy są pomalowane tak, że widać małe plamki złota w moich zielonych oczach. Moje usta wyglądają na pełne i błyszczące, a następnie moje włosy, całkowicie zakręcone.
- Łał - mówię cicho.
- Widzisz, to nie trudne, żeby wyglądać ładnie, prawda? - Courtney posłała mi uroczy uśmiech.
- Teraz czas na sukienkę - dziewczyna mnie opuściła i poszła w kierunku mojej szafy.
- Nie znajdziesz tam nic - powiedziałam, dalej ją obserwując.
- Fuj, wiem. Naprawdę nie masz żadnej sukienki?
- Nie – odpowiedziałam.  Courtney przewróciła oczami - Dobrze, że przyszłam przygotowana – dziewczyna wyciągnęła walizkę i umieściła ją na moim łóżku.
- Wybieraj - zaczęła przeglądać sukienki, aż w końcu wyciągnęła trzy. Szmaragdowo-zieloną, czarną i niebieską.
- Ta będzie wyglądać najlepiej - mówi przykładając wszystkie po kolei do mojego ciała.  Wybrałam niebieską. Była stosunkowo dłuższa, niż pozostałe dwie sukienki.
- Będziemy musiały zakryć te siniaki na nadgarstku - Courtney wymamrotała, idąc z powrotem do łazienki. Wróciła z wieloma złotymi i srebrnymi bransoletami. Potrząsnęła nimi, żeby następnie zaciągnąć mnie do łazienki. W końcu muszę się przebrać. Zsunęłam moje dżinsy i koszulkę.
- Courtney, możesz mi zapiąć zamek? – krzyknęłam, jednocześnie otwierając drzwi łazienki . Courtney błyskawicznie przyszła i od razu pociągnęła zamek do góry.
- Wyglądasz naprawdę dobrze - Courtney szeroko się uśmiechnęła i obróciła mnie twarzą do lustra. Nie zdążyłam się dokładnie obejrzeć, bo usłyszałam mój telefon w sypialni. Courtney praktycznie wybiegła szybciej, niż ja.
- Hej, to moje – krzyknęłam, goniąc ją. Za późno. Courtney już grzebała w moim telefonie. Wzięłam go od niej tak szybko jak mogłam, ale ona stuknęła w ekran, jednocześnie wysyłając wiadomość.
Od: Liam.
Jesteś gotowa? Czekam na zewnątrz.
Od: ja.
Jasne, jeszcze minutka.
- Courtney! - krzyknęłam.
- Co? - jęknęła wzruszając ramionami i rzuciła parę srebrnych butów do mnie - Załóż to!
- NIE! Mam swoje.
- W porządku, mogę z tym żyć - zaśmiała się i wzięła ode mnie swoje buty. Po chwili wrzuciła je do walizki obok sukienki.
- Chodź, już późno - złapałam czarną torebkę.  Courtney popchała mnie na dół i otworzyła drzwi. Liam stoi tam w garniturze i uśmiecha się.
- Jesteś gotowa? – spytał. Przytaknęłam cicho i spojrzałam na Courtney, ona jedynie zachęcająco kiwa głową. Jeśli umrę dzisiejszej nocy, będę ją nawiedzać do końca jej życia. Liam złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Otworzył przede mną drzwi i pomógł mi wsiąść do ciemnego wnętrza auta. Patrzyłam jak chłopak wsiada po drugiej stronie do środka. Nie mogę się doczekać dzisiejszej nocy.

***


- Co my robimy? - Pytam, kiedy chcę otworzyć drzwi, ale one nawet nie drgnęły
- Zamknąłeś mnie jak dziecko?! – Liam'a rozbawiło moje pytanie, ale po chwili wyszedł z samochodu i otworzył drzwi przede mną.
- Wyglądasz dzisiaj pięknie, aniele – wyszeptał i złapał mnie za rękę. Spokojnie uwolniłam ją z uścisku i wysiadłam bez jego pomocy. Rozglądnęłam się wokół po parku. Jest jezioro po drugiej stronie wzgórza. Znam to miejsce z mojego dzieciństwa.
- Wszystko w porządku? - Liam wyrwał mnie z transu wspomnień. Zauważyłam, że wsuwa swoją rękę w moją i prowadzi mnie na wzgórze nad jeziorem, gdzie znajduje się rozłożony piknik. Szczerze? Nie wiem co powiedzieć, to wszystko wygląda tak idealnie. Liam zaśmiał się, prawdopodobnie na moją reakcję, a następnie przyciągnął mnie do siebie.
- Jest pięknie – szepczę, na co Liam wysyła mi szczery uśmiech.
- Wiedziałem, że ci się podoba – powiedział, wzruszając ramionami. Po chwili wręczył mi kanapkę zawinięta w folię. Wziął również dla siebie i zaczęliśmy jeść.
- Miło jest być samemu, nie? - Liam powiedział cicho. Patrzył na mnie uważnie. Nie mogłam się powstrzymać, aby odwrócić głowę. Zdecydowanie za szybko się rumienię.
- Tak. Sądzę, że tak - Wolałabym być w pobliżu ludzi. Liam nagle przyciągnął mnie bliżej, tak że nasze kolana się dotknęły.
- Nikt nas nie ogląda - wyszeptał. Zaśmiałam się słabo. Proszę niech to szybko minie. Jego ręka otarła się o moje udo. Zamknęłam oczy mając nadzieję, że nie będzie bolało.
- Boisz się, prawda? – spytał cicho. Powoli otworzyłam oczy, od razu spotkałam jego wzrok - Powiedz mi - wyszeptał.
- Tak – jęknęłam.  Mój głos był ledwie słyszalny.
- Tak, czego? - spytał. Jego zdezorientowane czekoladowo-brązowe oczy patrzyły na mnie . Pokręciłam głową, odmawiając odpowiedzi . Mały uśmiech wkradł się na jego różowe usta.
- Jesteś słodka, kiedy to robisz - powiedział - ale serio, powiedz mi.
- Nie.
- Nie, nie boisz?
- Nie.
- Więc boisz? – Kiedy na niego teraz patrzę, jego twarz i oczy nie oddają żadnych emocji.
- Nie ma się czego bać – szepnął. Pochylił się i pocałował róg moich ust, drażni mnie ponownie, z resztą jak zawsze.
- Nie zamierzasz aby ... - Mój głos się urywa, jestem zbyt przerażona, aby cokolwiek powiedzieć. Liam odpowiada mi śmiechem.
- Nigdy ci tego nie zrobię - mówi mi - No, chyba że chcesz - szybko kręcę głową.
- Ja nie.. – Liam wyraża swoje zrozumienie, poprzez kiwnięcie głową.
- Obiecuję, że nigdy cię skrzywdzę- wyszeptał. Czy to możliwe, że jestem na niego skazana?

wtorek, 18 czerwca 2013

rozdział 2.

     Obudziłam się prawie o dziesiątej rano. Wstałam powoli z łóżka i zeszłam na dół. Nigdzie nie było mamy, ale zauważyłam małą karteczkę w kuchni na stole. Prawdopodobnie znów będzie pracować w biurze do późna. Uwielbiam to, że tak szybko pogodziła się z odejściem taty, ale czasami żałuję, że po prostu nie możemy zostać w domu i zorganizować wspólnego filmowego dnia, jak kiedyś. Wyciągnęłam płatki zbożowe z szafki spod zlewu.
- Co jest na śniadanie, kochanie? - Powiedział znajomy głos. Powoli i niepewnie wykonałam obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
- Co ty tu robisz? - Krzyknęłam. Liam stał w mojej kuchni, a jego włosy uczesane na jeża wyglądają doskonale.
- Twoja Mama mnie wpuściła - Powiedział. Moje płatki spadły na ziemię i dopiero teraz zorientowałam się, że karteczka, którą mi zostawiła mama pewnie dotyczy tego. Postanowiłam ją odczytać.
Liam powiedział, że miał plany na dzisiaj, udanej zabawy! Mama.
Świetnie, teraz muszę spędzić dzień z nim. Zgniotłam kartkę w ręku.
- Przepraszam - mówię, nie patrząc mu w oczy - ale mam plany z moją przyjaciółką, a ona ma być tutaj w ciągu kilku minut - wymyśliłam szybko. Mogłabym powiedzieć, że mi nie uwierzył przez spojrzenie, które mi wysłał.
- Dlaczego mnie tutaj nie chcesz? - jakby czytał w moich myślach.
 - Jestem w piżamie, proszę zostaw mnie. Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
 - Mi to naprawdę nie przeszkadza - powiedział. Czułam jak moje policzki się czerwienią.
- Proszę, idź - jęknęłam. Liam uśmiechnął się.
 - W porządku, pójdę, ale pod warunkiem, że się ze mną umówisz - powiedział.
- Nie, nie muszę nic robić.
- Dlaczego nie? Jesteś mi coś winna po tym wszystkim - Podszedł bliżej i pchnął mnie w kierunku lady.
- Nie jestem ci nic winna.
- To dobrze - powiedział - Zawsze mogę powiedzieć twojej matce, co zaszło ostatniej nocy także...
- Nie zrobisz tego - moje oczy lekko się zwęziły.
- Naprawdę chcesz się przekonać? - Spytał i delikatnie pogładził mój policzek.
- W porządku, pójdę z tobą - powiedziałam w końcu. Liam uśmiechnął się.
- Idealnie, przyjadę po ciebie jutro? - Nie odpowiedziałam, po prostu skinęłam głową. Liam pochylił się i pocałował kącik moich ust. Nienawidzę, jak to robi.
- Żegnaj, aniele - mrugnął do mnie. Patrzyłam jak wychodzi z pokoju, żeby następnie usłyszeć trzask wejściowych drzwi. Podważyłam moje palce z blatu i wyprostowałam je, są obolałe po tym jak zeszłej nocy zostały ściśnięte tak mocno. Wzięłam głęboki oddech i udałam się z powrotem na górę, aby się przebrać. Szybko wrzuciłam na siebie pierwsze lepsze ubrania i włączyłam moją komórkę. Zostałam zbombardowana ilością smsów. Większość z nich jest od Courtney. Szybko odpisałam i przeszłam do sprawdzenia kolejnych. Dwie z nich są od Liama. Jedna z samego rana, a druga przyszła zaledwie kilka minut temu. Nie odpowiedziałam. Wrzuciłam szybko telefon do torby. Już było późno. Spięłam tyłek i wsunęłam torbę przez ramię. To nie był długi spacer do małej kawiarni. Pracowałam po drugiej stronie ulicy. Courney zawsze mówi, że jestem szalona, ale szczerze mówiąc mi to nie przeszkadza. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam znajomą postać. Truskawkowo-blond włosy siedziały przed ladą.
- Courtney! - krzyknęłam. Odwróciła się i posłała mi uroczy uśmiech.
- Wracałam, bo chciałam spędzić z tobą swój wolny czas - zaczęła - ale wtedy widziałam jak ktoś opuszcza twój dom - mrugnęła.
- Nie! Nic się nie działo! Przysięgam - Courtney wywróciła niebieskie oczy.
- Powiedz mi, co chcesz, ale ja wiem, co się działo - powiedziała.
- Mówiłam ci, nic się nie stało - Powtórzyłam jeszcze raz. Courney mrugnęła ponownie.
- Mam - powiedziała, kiedy ja jęknęłam z irytacji.
- Courtney. Teraz zaczynam swoją zmianę, pogadamy później. Ok? - Nie czekając na odpowiedź, udałam się na zaplecze. Uwielbiam Courtney, ale czasami zdecydowanie przesadza. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Hey liz - usłyszałam miły głos. Obróciłam się i zobaczyłam Jake'a.
- Cześć.
- Jak było wczoraj? - Spytał. Wzruszyłam ramionami.
- Najgorsze dwie godziny, chcę je wyrzucić z mojego życia - odpowiedziałam. Jake roześmiał się, jego zielone oczy błyszczały w świetle lampki.
- Mogłaś przyjść do mnie, oglądałem filmy przez całą noc - powiedział.
- Może następnym razem - uśmiechnęłam się do niego. Jake złapał mój fartuch i zawiązał go wokół mojej talii. Podwinęłam włosy pod kapelusz przed powrotem do przedniej części sklepu. Wzięłam się za robienie codziennych rzeczy. Napoje, jedzenie, pączki, muffinki.
- Liz, poproszę dwie muffiny jagodowe i kakao - krzyknął Jake. Skinęłam głową i chwyciłam filiżankę, żeby napełnić ją gorącym napojem. Następnie wzięłam w rękę dwie babeczki, żeby umieścić je w papierowej torbie. Odwróciłam się, żeby chwycić kubek i dać zamówienie Jake'owi. Zabrzęczały drzwi ogłaszając, że ktoś wszedł. Spojrzałam w górę.
- Oh - prawie krzyknęłam. Położyłam dłoń na ustach i padłam na podłogę, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważył.
- Kto to jest? - zdezorientowana mina Jake'a spowodowała, że musiałam mu odpowiedzieć.
- Chłopak, który wszedł - zaczynam, Jake dyskretnie patrzy i dostrzega go.
- Tak? - mówi, prosząc mnie, abym kontynuowała.
- Poszedł za mną do domu jak wracałam z imprezy i przyszedł do mnie dziś rano - Wyjaśniłam. Jake spojrzał na niego jeszcze raz
- Przeczołgaj się do tyłu, do czasu kiedy cię wezwę, dobrze? - kiwnęłam głową i rozpoczęłam czołganie się na czworaka na zaplecze. Kiedy dotarłam, szybko wstałam na równe nogi i pobiegłam na tył zaplecza. Chwyciłam torbę i znalazłam swój telefon. Musiałam napisać do Courtney.

Utknęłam na zapleczu, Liam jest tutaj.
Uderzyłam w ekranik, jednocześnie wysyłając wiadomość. Co Liam tu robi? Nie ma innych rzeczy do robienia, tylko śledzenie dziewczyn takich jak ja? Może on ma nie po kolei w głowie? Może jest psycholem i czeka na odpowiedni moment, kiedy będziemy sami, aby mógł mnie zabić? Nie, to nie może być to, gdyby chciał mnie zabić zrobiłby to dzisiaj rano lub w nocy w alei. Więc czego chce? Mój telefon zabrzęczał.

Od: Liam.
Następnym razem sprawdź do kogo wysyłasz wiadomość, skarbie :)

- O Boże! - Przeklnęłam i wstałam z krzesła. Jake prawdopodobnie nie będzie w stanie zatrzymać Liam'a przed wejściem tutaj, prawda? Mam nadzieję, że nie ucierpi z mojego powodu. Mój telefon zabrzęczał ponownie. Sprawdzam wiadomość.
Dlaczego nie wyjdziesz, kochanie?
Nie odpowiedziałam. Nie wyjdę tam. Nagle usłyszałam krzyk Jake'a.
- Jake! - Krzyknęłam. Pobiegłam na przód sklepu, gdy Liam wtargnął za ladę. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, nie ma w nich śladu radości. Zauważyłam Jake'a leżącego na ziemi i trzymającego się za nos.
- Liz, uciekaj! - Krzyknął. Skinął głową i wybiegł przez tylne drzwi. Usłyszałam Liama. Zdezorientowana skręciłam na zaplecze i zaczęłam biec z powrotem do mojego domu. Dzięki Bogu, że to po drugiej stronie ulicy. Właśnie wbiegam w górę po schodach mojego ganku, gdy coś zdecydowanie ciągnie mnie z powrotem w dół. Poczułam, że spadam. Wylądowałam na Liam'ie, przez co przewrócił się na chodnik. Po chwili usłyszałam trąbienie klaksonu samochodu. Kiedy spojrzałam w górę, zorientowałam się, że leżę na środku ulicy. Usłyszałam, jak ktoś klnie za kierownicą, a po chwili poczułam silne ręce wokół mojej talii, które pociągnęły mnie do tyłu, po raz kolejny. Samochód przejechał obok, a trąbienie klaksonu nareszcie ustało, ale wciąż je słyszałam w głowie od napływu adrenaliny. Moja głowa ze zmęczenia opadła na pierś Liam'a, byłam zmęczona i musiałam złapać oddech.
- Wygodnie ci? - spytał rozbawiony. Spojrzałam w górę, jego usta były kilka centymetrów od moich. Spojrzałam na nie, a następnie z powrotem na jego oczy. Znów były radosne i czekoladowe. Zamrugałam kilka razy, zanim stanęłam na swoje nogi.
- Przepraszam - rzuciłam szybko.
- Jest w porządku, aniele. - powiedział i właśnie chciałam powiedzieć, jak głupie przezwisko mi wymyślił, kiedy przypomniałem sobie o Jake'u.
- O mój Boże - krzyknęłam i ruszyłam w stronę kawiarni.
- Co ​​jest? - spytał Liam.
- Odejdź! - Krzyknęłam. Przeszłam przez ulicę, rozglądając się w każdą stronę.
- Dlaczego, Liz, co się dzieje?
- Uderzyłeś mojego przyjaciela - położyłam obie ręce na jego piersi i pchnęłam go z powrotem kilka metrów w tył.
- Stał na mojej drodze - Liam odpowiedział tak spokojnie, jakby nic się nie stało.
- To nie oznacza, że ​​można bić ludzi po twarzy!
- Liz, nie rozumiesz.
- Po prostu odejdź Liam, nie chcę cię widzieć - Odwróciłam się i zaczęłam iść szybciej w stronę kawiarni. Weszłam przez tylne drzwi, Jake siedział przy jednym ze stołów, pocieszany przez przypadkowych ludzi. Uśmiechnął
się, kiedy jego oczy spotykają moje.
- Hej. Jak się czujesz? - spytałam, siadając obok niego.

- Jest w porządku, prawda?
- Prawda.

sobota, 15 czerwca 2013

rozdział 1.

     Odgarnęłam włosy z oczu i rozejrzałam się ponownie po pokoju. Nie mogłam znaleźć żadnego z moich znajomych w pomieszczeniu wypełnionym pijanymi nastolatkami. Dlaczego ja zgodziłam się tu przyjść? - zastanawiam się, idąc do kuchni. Jest tu trochę lepiej, bo pokój wypełniony był wonią alkoholu. Myśl, że ludzie rzeczywiście piją te rzeczy sprawia, że ​​mój żołądek rezygnuje. Podeszłam do lodówki i otworzyłam ją, żeby zobaczyć, czy jest tutaj coś do picia, oprócz alkoholu. Wzrokiem dojrzałam puszkę pepsi, ale w tym samym momencie zimna ręka wsunęła się pod moją koszulę. Krzyknęłam lekko i odwróciłam się. Ujrzałam faceta. Był może kilka lat starszy ode mnie, stoi tu. Ma uśmiech na twarzy i oczy wypełnione pożądaniem.
- Cześć kochanie - powiedział. Zmarszczyłam nos, gdy jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Jest pijany. Chcę go odepchnąć, ale jego ręka chwyciła mocno za mój nadgarstek - Gdzie idziesz? - Spytał - Nie chcesz się zabawić?
- Nie z tobą, nie! - Przygryzłam wargę i spróbowałam wykręcić się z jego uścisku.
- Jest dobrze - szepnął - idziesz ze mną. Teraz jest czas na zabawę - mały uśmieszek rozciągnął się na jego twarzy. Zaczął ciągnąć mnie przez tłum.
- Nie, puść! - Krzyknęłam. Zaczęło docierać do mnie, co chce ze mną zrobić ten facet. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Delikatnie położył palec na moich ustach.
- Nie płacz, kochanie, wszystko będzie w porządku - Pochylił głowę i mocno wpił się w moje wargi. Jego język bezproblemowo zagłębił się w moich ustach. Zaczęłam płakać, wtedy też jego oczy pociemniały - nie powinnaś tego robić, kochanie - powiedział, a jego ręka podniosła się i uderzyła mnie w policzek. Krzyknęłam z bólu, przez co potknęłam się.
- Teraz, dalej - szepnął. Sięgnął po moją dłoń, aby za chwilę ponownie mocno złapać mnie za rękę.
- Nie - szepcę. Staram się wyciągnąć rękę, ale umacnia swój uścisk. Jestem pewna, że będę miała siniaki.
- Ona nie chce iść z tobą - odzywał się inny głos. Spojrzałam w górę, aby zobaczyć, skąd on pochodzi. Jest tego samego wzrostu, może trochę wyższy od mojego dręczyciela. Ma brązowe włosy i brązowe, czekoladowe oczy. Przymknęłam powieki. Czy ta noc będzie jeszcze gorsza?
Nagle usłyszałam głośny krzyk nieznajomego, a moja ręka została uwolniona . Brązowooki chłopak nie może mi nic zrobić, dlatego też stanęłam na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę, aby je otworzyć, ale niefortunnie potknęłam się i spadłam ze schodów werandy. Szybko się podniosłam, ale w tym samym momencie usłyszałam kroki za sobą. Szybko ściągnęłam buty Courtney i rozpoczęłam bieg środkiem ulicy.
- Poczekaj! - Usłyszałam głos za mną. Po chwili już poczułam rękę na moim ramieniu. Obróciłam się i teraz już stoję przed nim. Jego czekoladowobrązowe oczy patrzą na mnie i uważnie studiują moją twarz.
- Nie otrzymałem podziękowania - mruknął.
- Za co? - spytałam cicho. Stoję tutaj sama z chłopakiem, który może zrobić mi krzywkę w każdej sekundzie. Mój mózg zaczął obmyślać plan ucieczki. Zakręt za rogiem jest idealną kryjówką.
- Za uratowanie życia - odpowiedział - Tamten człowiek chciał cię zgwałcić - zaczął po prostu. Poczułam przypływ krwi do policzków.
- Dzięki - wymamrotałam, po czym wlepiłam wzrok w ziemię. Daję sobie pięć sekund. Nie ufam mu.
- Zabiorę cię - powiedział. Moje serce się zatrzymało. To się stanie za chwilę, teraz, prawda? Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam biec w stronę mojego schronu. Usłyszałam, że mnie goni i zanim zdążyłam się zorientować pchnął mnie do alei.
- Nie, proszę nie - łkałam - Zrobię wszystko - chłopak zaczął się śmiać.
 - Nie zamierzam cię skrzywdzić - zamamrotał cicho po chwili. Jego obie ręce są na moich ramionach, jednocześnie przyciskając mnie do muru. Słabe światło odbija się w jego brązowych oczach. Jego lewa ręka z mojego lewego ramienia przeniosła się do lewej kieszeni moich spodni. Jego oczy cały czas obserwują moją twarz, nawet na sekundę nie spuścił z niej wzroku. Wyciągnął mój telefon, odwrócił się i zaczął w nim grzebać. Kiedy skończył wsunął go z powrotem do kieszeni i pochylił się w milczeniu. Czułam jego ciepły oddech na swoich ustach. Zamknęłam oczy, myśląc, że zamierza mnie pocałować, ale on odsunął się i zaczął się śmiać.

- Dobranoc, aniele - szepnął. Wyciągnął się i odszedł. Widzę tylko jak jego cień znika, a podmuch zimnego wiatru powoduje ciarki na moim ciele. Zaczęłam krążyć po alejce, chcąc zadzwonić do Courtney, ale jedna nowa wiadomość zamigała mi na ekraniku mojego telefonu. Otwieram ją.
Od: Liam.
Słodkich snów, aniele.

                                                  ***
Zauważyłam BMW Courtney. Zdenerwowana rzuciłam jej buty na tylne siedzenie auta.
- Nigdy więcej ich nie włożę - Warknęłam, a Courtney tylko przywróciła oczami i ruszyła.
- Wyglądasz gorąco, nie wiem w czym problem - Odparła.
- Zostałam prawie zgwałcona - powiedziałam. Courtney gwałtownie wcisnęła hamulec, przez co wpadłam na przednią szybę.
- AŁ! - jęknęłam. Bez zbędnego tłumaczenia chwyciłam za mój pas i zapięłam go, zanim Courtney ponownie ruszy.
- Co się stało, wszystko w porządku? Jak uciekłaś? - Jej pytania przylepiły się do mnie jak muchy do miodu.
- Uratował mnie pewien chłopak - odpowiedziałam.
- Był słodki? Powiedz mi, że jest słodki! - Skinęłam głową.
- Był uroczy. Kiedy uciekłam, poszedł za mną - powiedziałam.
- Nie mogę uwierzyć - wymamrotała - nie lubisz imprez, a masz więcej zabawy, niż ja - odpaliła samochód i wróciła do jazdy.
- Skoro o tym mowa, możesz prowadzić? - Zapytałam.
- Relaks, Liz. Jestem trzeźwa. Wystarczy - powiedziała.
- Na pewno? Bo mogę jechać, jeśli chcesz - powiedziałam.
- Liz, zamknij się i opowiedz mi o swoim facecie zagadce. Jak on wygląda?
- Dobrze - zaczęłam - Miał brązowe oczy, brązowe włosy.
- O mój Boże! - Courtney pisnęła.
- Co? - Zapytałam, opierając się o drzwi.
- Jesteś w nim zakochana - powiedziała.
- Nie jestem!
- Musisz to przyznać! - Krzyknęła.
- Stop, zwolnij! - Courtney znów zahamowała i uderzyła głową w deskę rozdzielczą .
- Jesteś w domu! - zaśpiewała, kiedy ja powoli wysiadłam z samochodu - Jutro opowiesz mi wszystkie szczegóły, panienko - Courtney mamrotała, jednocześnie spuszczając szybę w dół. Skinęłam głową, nie miałam siły przedrzeźniać się z nią. Zwłaszcza teraz, kiedy jest w takim stanie. Courtney roześmiała się i machnęła swoje truskawkowo-blond włosy za ucho. Zaśmiałam się lekko. Kocham Courtney jak siostrę, ale ona nie miała pojęcia, jak bardzo zazdroszczę jej wyglądu.
- Dobranoc, Lizzie! - Courtney nadepnęła na gaz i odjechała. Obserwowałem ją jeszcze przed odpaleniem silnika, żeby potem po schodach wejść do domu.
Przeszłam przez drzwi i cicho pobiegłam na górę. Mama spała. Była już późna noc. Weszłam do swojego pokoju i szybko wskoczyłam pod prysznic, chcąc zmyć smród alkoholu z siebie. Kiedy skończyłam owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialni. Skierowałam swój wzrok na łóżko, na którym leżał mój dzwoniący aktualnie telefon. Szybko go podniosłam i otworzyłam wiadomość.

Od: Liam.
Ładny strój. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć cię bez niego :)

Szybko podeszłam do mojego okna i dostrzegłam, że czarny samochód odjeżdża z mojej kamienicy. Rzuciłam z powrotem telefon na łóżko i pociągnęłam zasłony na dół. Dokładnie je sprawdziłam, zanim zdjęłam ręcznik i wsunęłam na siebie piżamę.



Witajcie kochani. Z racji, że nie spotkałam się jeszcze z żadnym tłumaczeniem Darka o Liamie, postanowiłam być tą pierwszą (chyba). Co prawda mój angielski nie jest doskonały, ale postaram się tłumaczyć jak najlepiej i włożę w to całe serce. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)